Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.
Piotr neofita z 2020
Kiedy przyszedłem do Domu Nadziei byłem smutny i nieufny. Nie chciałem się leczyć. Tutaj dowiedziałem się co to jest zaufanie, terapia i praca nad sobą. Dziękuję rodzicom, że byli ze mną i mnie wspierali. Przez ten rok stałem się bardziej pewny siebie i odważny.
Piotr neofita 2020
Anna mama podopiecznej z 2019r
„Dom Nadziei” to dla mnie móc na nowo się uśmiechać, obchodzić dzień dziecka i matki nie na cmentarzu, pokochać siebie na nowo i móc patrzeć z uśmiechem do lustra, to spać spokojnie, uwierzyć, że jest się wartościowym, wstać z najcięższych upadków …”
Ta garstka wspaniałych ludzi we współpracy z Panem Bogiem – czynią cuda”
Anna mama Karoliny
Nikola neofitka z 2020
“Czułam, że ktoś we mnie uwierzył. Moim problemem był strach, robiłam wszystko co powinnam, ale nie mówiłam o uczuciach. Przekonałam się, że strach ma wielkie oczy. Trzeba po prostu uwierzyć w terapię. Na ABC kontaktu poznałam moje wartości, że emocjonalność to jest moja zaleta. Odnalazłam Boga. Poszłam do spowiedzi. Uwierzyłam, że zmiana jest możliwa. Zaufałam”
Nikola neofitka 2020
Aleksandra mama podopiecznego z 2015 r. pacjentka poradni do 2016 r.
Mój syn był w ośrodku 8 m-cy, ale praca terapeutów i czas który spędził w Domu Nadziei owocuje do dziś . To czego doświadczyliśmy w tym miejscu jest bezcenne, bo czy można wycenić życie dziecka ? Uważam, że pobyt mojego syna w ośrodku uratował mu życie, które niewątpliwie mógł stracić biorąc narkotyki.
Kiedy szukaliśmy ośrodka w którym mógłby podjąć terapię i przeczytałam – katolicki ośrodek to pomyślałam, że ktoś będzie oceniał czy jesteśmy dobrymi katolikami. Nikt tutaj nie oceniał mojego życia.
Jedynym warunkiem była nasza dobrowolna chęć do zmiany, bo nie tylko leczył się mój syn, ale również ja. Gdy dziecko bierze narkotyki choruje cała rodzina. Spotkałam tu bardzo dobrych terapeutów, którzy czasem jednym zdaniem potrafili zmienić mój błędny tok postrzegania rzeczywistości. Do tej pory myślałam, że jak wszystko za syna załatwię i wyciągnę z kłopotów to mu pomagam, a to wręcz odwrotnie. Pomagałam mu w ten sposób uniknąć konsekwencji tego co robił. Syn z kolei potrzebował uwierzyć w to, że sam potrafi podejmować właściwe decyzje i radzić sobie w życiu.
Nikt tutaj nie oceniał mojego życia.
W Domu Nadziei panuje szczególna atmosfera – to nie tylko życzliwość i zrozumienie, ale czuje się tutaj działanie „siły wyższej”…może to dzięki Kaplicy, która znajduje się wewnątrz budynku, a może to właśnie wyjątkowy zespół terapeutów tworzy ten klimat. Mówiąc niekonwencjonalnie – przyłożyli mi takim dobrem, że do dziś mnie trzyma. Szczególnie jestem wdzięczna mojemu terapeucie z poradni – Łukaszowi Herduś, że pomógł mi odnaleźć drogę którą nadal podążam. To nie jest tak, że teraz w życiu mam tylko pięknie i cudownie, kłopoty i problemy też się pojawiają, ale teraz potrafię sobie z nimi już inaczej radzić.
Martin neofita z 2015 roku
Dom Nadziei jest miejscem, w którym tak jakby zacząłem widzieć, zacząłem na prawdę żyć, cieszyć się z relacji. Przede wszystkim pokazało mi, że mogę żyć normalnie bez narkotyków – cieszyć się z tego, co robię i kim jestem. Docenić siebie i ludzi wokół mnie. Zrozumieć, że tak naprawdę Ci ludzie są najważniejsi i relacje z nimi warto pielęgnować. Dom Nadziei jest niesamowitym miejscem, w którym doświadczyłem mnóstwa ciepła, bliskości jak i również nabyłem sporo zdolności przydatnych w codziennym życiu jak np. gotowanie. Było tez sporo przykrości. Pokonałem trudności i wiele razy było mi ciężko, tego nie da się opisać. Włożyłem ogromną pracę i przezwyciężyłem swoje słabości. Ośrodek to bardzo specyficzne miejsce 🙂 Teraz podejmuje sam decyzje o swoim życiu. To w jakim miejscu stoję i to, że cieszę się z życia na trzeźwo, zawdzięczam DOMU – DOMU NADZIEI!:).
Elżbieta matka neofity, który ukończył terapię w 2011 roku
Jestem matką 19 letniego Adama. Mój syn kilka miesięcy temu zakończył leczenie w Katolickim Ośrodku „Dom Nadziei” w Bytomiu. Dom Nadziei, to nie tylko budynek, to przede wszystkim stan mojego ducha. Harmonia, spokój, myśl o bezpieczeństwie mojego dziecka. Wszystko to, co pozytywnie się kojarzy z domem rodzinnym. Tym fizycznym i tym wewnętrznym, będącym w sercu. No i nadzieja że syn wyjdzie na prostą, że stanie się lepszym człowiekiem, że sobie poradzi w trudnym dorosłym życiu, a przeszkody pojawiające się w przyszłości bez problemu przeskoczy, a może ich nawet nie zauważy, bo przecież rósł w duchu przez cały czas terapii.
Wszystko co wynoszę z ośrodka i z czym będzie mi się kojarzył Dom Nadziei, jest jak z prawdziwego domu. Łzy, rozpacz, dramat dzieci i rodzin, ale też radość, spokój i myśl o tym, że każdy kto przejdzie przez tę terapię będzie miał przed sobą szczęśliwe jutro. Dziękuję Bogu i wspaniałym terapeutom za ofiarowanie synowi i całej rodzinie DRUGIEGO ŻYCIA
Nina pacjentka ośrodka w 2008 roku
Do Domu Nadziei przyjechałam w marcu 2008 roku. Na początku zależało mi głównie, aby być daleko od domu, rodziny i szkoły. Twierdziłam oczywiście, że nie jestem uzależniona i nie mam z niczym problemu, ale członkowie społeczności uświadomili mi, że nie jest tak kolorowo jak sobie wyobrażam. Z czasem zaaklimatyzowałam się oraz poprawiłam relacje z rodzicami, a także zaczęłam przyglądać się swojemu zachowaniu i zaczęłam pracę nad sobą. […]
W pewnym momencie zaczęłam zauważać, że rzeczywiście dane sytuacje się powtarzają i trzeba było coś z tym zrobić i tak zaczęłam patrzeć szerzej czyli w głąb siebie. Nauczyłam się, że bez pracy nie ma kołaczy, że jeżeli nie będę nad sobą pracować to nie zrobię żadnego kroku w przód. […]
Podeszłam do matury będąc jeszcze w ośrodku. Aktualnie jestem na 3 roku studiów licencjackich. Studiuję arteterapie i animację kultury. Moim celem w przyszłości jest założenie własnego ośrodka[…]
Nie patrzę za siebie, to co było już minęło i tego nie zmienię. Mogę jedynie patrzeć w przyszłość i pracować nad tym co mogę jeszcze zmienić oraz rozwijać się i poszerzać obszar zainteresowań.
Mariusz pacjent ośrodka w 2005 roku
Sześć lat temu trafiłem do Domu Nadziei. Nie sądziłem, że to coś zmieni. Jednak ośrodek otworzył mi oczy, wybudził z amoku. Szybko zobaczyłem, że nie tylko ja mam problem i nie jestem z tym sam. Ośrodek nauczył mnie ciężkiej pracy nad sobą i zdrowych kontaktów z ludźmi oraz wiary we własne siły i naprawiania własnych błędów. Zobaczyłem wiele wspaniałych miejsc, takich jak: Rzym, gdzie odwiedziłem grób Jana Pawła II, byłem na obozie żeglarskim na Mazurach, na spływie kajakami Czarną Hańczą oraz Wdą, poszedłem na pielgrzymkę do Częstochowy, a na Krakowskich błoniach widziałem Papieża Benedykta XVI. To w ośrodku zacząłem trenować Capoerię oraz nauczyłem się jeździć na snowboardzie. Po terapii musiałem zacząć wszystko od nowa, ale dzięki niej byłem na to gotowy, terapia rodzin naprawiła moje relacje z rodzicami i dzięki temu miałem od nich ogromne wsparcie. Dziś po tych 6 latach założyłem już własną rodzinę, mam wspaniałą córeczkę i równie cudowną dziewczynę. Potrafię o nie zadbać i wiem, że będę dobrą głową rodziny.[…] To wszystko dzięki Fundacji „Dom Nadziei”, ciężkiej pracy terapeutów oraz pomocy społeczności. Ośrodek uratował mi życie i bardzo się cieszę, że robi to dla ludzi nadal i to z coraz większym zapałem. Nie zapomnę o was i dziękuję wam kochani !!!
Mateusz pacjent ośrodka w latach 2000-2001
O ośrodku „Dom Nadziei” mógłbym mówić wiele, ale skupie się na najważniejszych według mnie rzeczach. I choć nie ukończyłem terapii, pobyt w ośrodku był najważniejszym wydarzeniem w moim życiu. Mogę śmało powiedzieć, że własnie to miejsce wraz z kadrą terapeutyczną uratowało moje życie przed tragiczną śmiercią do jakiej prowadzi uzależnienie od amfetaminy. Ogromna wiedza o uzależnieniach i jej mechanizmach jaką tam uzyskałem, pozwoliła mi wybrnąć z aktywnego uzależnienia później, już po mojej ucieczce z ośrodka. Do dziś dziękuję Bożej Opatrzności za opiekę i to, że trafiłem właśnie do takiego ośrodka. […] Z zawodu jestem masażystą, ale marzą mi się studia, myślę o filozofii albo antropologii kultury. Czas pokaże. Uprawiam również sport, ale tak bardziej w zaciszu domowym dla siebie, ale co najważniejsze dzisiaj jestem trzeźwy i nie biorę narkotyków!