32 286 06 23

30 na 30 odc. 5

„30 na 30” to cykl 30 historii podopiecznych Domu Nadziei, którzy na przestrzeni 30 lat działalności Fundacji skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy z nich pokażą się czytelnikom, inni chcą pozostać anonimowi.

Dla nas najważniejsze jest by pokazać Wam, że nadzieja, którą siejemy w tych ludziach przynosi piękne owoce. 🍓🍒🍎

Zapraszamy do lektury.

odcinek 5 Karolina

  1. O MNIE :
    *Nazywam się Karolina, 13 listopada kończę 25 lat. Od prawie 4 lat jestem honorową neofitką. Do Domu Nadziei trafiłam 27 grudnia.2017r. i miałam wtedy 17 lat. Niestety z terapii zrezygnowałam na początku lipca 2018r. 2 tygodnie przed pełnymi siedmioma miesiącami terapii.

  2. O UZALEŻNIENIU I ŻYCIU PRZED TERAPIĄ :
  • Moje życie przed terapią było na pewno bardzo szare. W dzieciństwie usłyszałam słowa z ust cioci i zostałam tak potraktowana, że wywołało to u mnie ogromną traumę przez którą czułam się jakbym nic nie była warta. Po śmierci babci czułam się bardzo samotna. Potrzebowałam przyjaciół, by czuć się lepiej. Już od dziecka pragnęłam akceptacji rówieśników przez co starałam się dopasować zachowaniem do poszczególnych osób z którymi spędzałam czas. W wieku 13 lat wpadłam w starsze towarzystwo które było w przedziale wiekowym 17/18 lat. Więc zaczęły się pierwsze imprezy. Czułam się fajnie, bo miałam starszych znajomych. Na 18-stce jednej z koleżanek z naszej paczki zaproponowano mi pierwszy raz narkotyki. Pomyślałam „Co mi szkodzi? Przecież głupio odmówić, bo przestaną mnie lubić.” Do dziś żałuję tego dnia, bo te znajomości nie były warte tego jak zniszczyłam swoje nastoletnie życie. Moje uzależnienie przyszło nagle i niezauważalnie. Bardzo długo nie widziałam u siebie żadnego problemu. Pomimo, że moja kondycja strasznie podupadła, a ja wyglądałam jak zombie, cały czas w mojej głowie miałam złudzenie że moje życie ma teraz jakiś sens, bo mam znajomych z którymi robiłam duże imprezy, bo inni przestali już mnie wyzywać i coraz częściej dawali komplementy i rozmawiali ze mną w końcu bez wyśmiewania tego co powiem (oczywiście tylko dlatego, że bali się tego co im mogę zrobić pod wpływem złości. Byłam bardzo agresywna i zrobienie innym krzywdy nie było dla mnie problemem). Niestety bardzo szybko przekonałam się jak wielki mam problem. Mój stan psychiczny zaczął się pogarszać, mimo tych wszystkich znajomych, czułam się coraz bardziej samotnie. Nawet większe dawki używek nie pomagały. Bagatelizowałam to bardzo długo, nie przejmowało mnie nawet to, że osoby z którymi brałam zaczęły zwracać mi uwagę, że powinnam trochę przystopować. Nic sobie z tego nie robiłam i mówiłam sobie, że panikują za bardzo, przecież sami długo biorą i nic im nie jest.
    *Moment w którym zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie mam problem, to moment w którym wracałam sama z imprezy, bo reszta znajomych wolała się jeszcze bawić i mimo, że wychodząc z niej ledwie stałam na nogach, przez pomieszanie dużych dawek alkoholu i narkotyków, nikt z nich nie zainteresował się tym, że coś może mi się stać, pomimo, że naprawdę nie wyglądam dobrze. Jedyne co pamiętam to to, że szłam poboczem ulicy, poczułam nagły ucisk w klatce piersiowej i przez to, że nigdy tak nie miałam, przestraszona zadzwoniłam do swojej koleżanki z którą często brałam i zdążyłam powiedzieć tylko gdzie jestem. Później pamiętam już tylko jak ta dziewczyna podnosi mnie z pobocza ledwo żywą. Gdy trochę doszłam do siebie, na tyle by coś umieć powiedzieć, odwiozła mnie do domu, a ja z trudem weszłam na 3 piętro. Jedyne co umiałam wykrztusić z siebie po wejściu do domu ledwo kontaktując, to słowa skierowane do mojej mamy ze łzami w oczach „Mamo proszę ratuj mnie z tego, bo sama nie dam sobie rady”. Później jedyne co byłam wstanie zrobić to położyć się spać, bo nie byłam już w stanie ustać ani minuty dłużej. To te słowa zapoczątkowały działania mojej mamy w wysłaniu mnie na terapię.

*Do pójścia na terapię skłoniła mnie właśnie między innymi utrata przytomności, która zdarzyła mi się pierwszy raz i strach który się wtedy pojawił, że faktycznie następnym razem może skończyć się to dużo gorzej. Nie chciałam by mój brat stracił siostrę, a znajomi, których miałam za przyjaciół, udowodnili mi, że w momencie gdy coś się stanie nikt z nich przy mnie nie będzie, bo dla nich ważniejsze były używki. To udowodniło mi, że tak naprawdę już od dawna coś w środku mnie krzyczało o ratunek tylko nie miałam siły przyznać się do tego nawet sama przed sobą.

*Moje największe obawy przed terapią to przede wszystkim to, że ludzie którymi się otaczałam mogą zagrozić mojej rodzinie w obawie przed tym co powiem, również to, że bałam się zaufać innym i powiedzieć o tym co robiłam, bo byłam pełna obaw, że jeśli terapeuci i społeczność pozna moje sekrety to dojdą do wniosku, że jestem tak zniszczona, że nie jest już mi nic w stanie pomóc. Poza tym bałam się, że rodzina się ode mnie odwróci i że rodzice nie będą chcieli mnie widzieć, jak usłyszą jaką osobą byłam i co robiłam.

Karolina odbierająca tytuł Honorowej Neofitki
  1. O TERAPII W DOMU NADZIEII:

*Do Domu Nadziei trafiłam dzięki mamie. To ona znalazła go i załatwiła wszystkie formalności w szkole i u lekarzy, bym bez problemów mogła jak najszybciej zacząć terapię. Mimo, że była w tym sama dała radę załatwić wszystko i cudem znalazł się dla mnie termin jeszcze na ten sam rok, był to cud ze względu na to, że cała ta sytuacja zaczęła się od końca października. Mama założyła mi też sprawę w sądzie na której miałam wybór czy chce iść na terapię czy wolę zostać odesłana do MOW-u. Dobrze wiedziałam, że odrzucenie terapii byłoby błędem, bo w ośrodku wychowawczym wcale nie wyjdę na prostą, tylko najprawdopodobniej skończę gorzej niż w sytuacji w której już się znajdowałam. Zapewniłam wtedy o tym, że chcę terapii, bo wiem, że mam problem, a na tamten moment byłam już na domowym detoksie na tyle, że trochę trzeźwiej spojrzałam na swoją obecną sytuację i naprawdę chciałam to zmienić.

*Pierwsze co poczułam po wejściu do Domu Nadziei to dziwny spokój, pomimo, że kotłowało się we mnie wiele obaw przed tym co mnie czeka. Byłam zaskoczona tym jak ciepło przyjęli mnie ludzie ze społeczności i poczułam, że naprawdę mam szansę zmienić swoje życie. Pierwszy raz od dawna widziałam, że ktoś chce mi pomóc i nie uważa, że jestem skreślona tylko i wyłącznie na porażkę.

*Najtrudniejsze w terapii było dla mnie przyjmowanie informacji. Odbierałam wszystko jak atak i obrazu odbijałam wszystko na co zwracała mi uwagę społeczność. Oprócz tego, drugą równie trudną rzeczą, było dla mnie wyrażenie swojego zdania, a nie tego co inni oczekiwali usłyszeć. Bałam się też mówić o tym, co tak naprawdę czuję, z czym mam problem oraz tego co zrobiłam źle lub gdzie sobie odpuściłam.
*Największą motywacją w terapii był dla mnie mój brat. Przez to jak bardzo bym dla mnie ważny, chciałam zrobić wszystko, by miał w końcu zdrową siostrę, a nie wpadającą w szał z powodu głodów i robiącą non stop awantury. Był moją siłą na to by walczyć o siebie. Drugą motywacją była moja mama. Ona jedyna walczyła o mnie tak mocno, że zrozumiałam jak bardzo jestem ważna skoro była ona w stanie przewrócić cały swój świat o 180°, byle by przyjechać w odwiedziny i podziwiać moje postępy w terapii.

*Od całego personelu dostałam ogromne wsparcie. Zarówno od terapeutów jak i od Pani Oli oraz Pana Irka na których wsparcie mogłam liczyć zawsze gdy się o nie zwróciłam. Społeczność też dała mi ogromne wsparcie i pomogła mi zwalczyć swoje postrzeganie siebie. Każda z osób jakie poznałam w Domu Nadziei dołożyła swoją cegiełkę do mojej trzeźwości.
*Szczególny wpływ na moją trzeźwość miała między innymi Pani Ela. Po śmierci babci nikomu nie umiałam zaufać by otworzyć się przed nim w 100%, nawet mamie. Czułam, że nikt tak naprawdę mnie nie rozumie. Pani Ela była pierwszą osobą której odważyłam się zaufać. Stała się dla mnie jak druga mama i szybko poczułam, że naprawdę mnie rozumie. Bardzo szybko też znalazłam z nią wspólny język, a jej słowa do tej pory wiele dla mnie znaczą i w trudnych momentach nadal pytam się jej o radę.
Do grona osób, które miały wpływ na moją trzeźwość wliczam też Sebastiana. Swoją bezwzględną szczerością pomógł mi konfrontować się samej ze sobą i z tym co naprawdę jest na rzeczy. Widział każde moje kręcenie i szybko stawiał mnie do pionu. Czasem jego słowa szły w pięty, ale to właśnie dzięki temu umiałam szczerze stanąć sama ze sobą, spojrzeć prawdzie w oczy i działać nie tylko udawać.
Oprócz Pani Eli i Sebastiana na moją drogę w trzeźwości mieli też szczególny wpływ Monika, Łukasz i Radek. Do tej pory śmieje się, że uciekaliśmy przed nimi gdzie się da, bo swoją szczerością wylewali porządny kubeł zimnej wody który mocno stawiał człowieka na nogi. Mocno konfrontowali mnie z moimi trudnościami, nawet tymi które chciałam ukryć sama przed sobą. Również ksiądz Bogdan przyczynił się do mojej trzeźwości, to on nauczył mnie na nowo zaufać Bogu, a przede wszystkim przestać myśleć, że nie jestem warta jego wybaczenia.

  1. O ŻYCIU PO TERAPII :
  • Po wyjściu z Domu Nadziei trzymałam się bardzo dobrze. Po miesiącu od wyjścia dałam się namówić i spotkałam się ze starymi znajomymi. Pierwsze spotkanie poszło dobrze, bo w momencie gdy koleżanka zaproponowała mi czy nie chce razem z nią wziąć odmówiłam jej i nie poczułam nawet chęci by to zrobić. Byłam z siebie dumna i naprawdę sądziłam, że jest ze mną naprawdę dobrze, bo przecież odmówiłam wzięcia, więc miałam rację, że dam sobie radę. Niestety bardzo się myliłam co do tego, że byłam gotowa skończyć terapię przed czasem. Wytrzymałam półtora miesiąca nie łamiąc abstynencji. Po kilku spotkaniach ze starymi znajomymi w końcu pękłam i dałam się namówić na ten „jeden raz” , bo przecież co mi szkodzi? Przecież nie uzależnię się po tym jednym razie. I tu cały czar prysł. Wystarczył ten jeden raz i nawet nie zauważyłam, a przesiedziałam tak z tymi znajomymi prawie do rana. Po powrocie do domu i zapewnianiu mamy, że przecież nic nie zrobiłam zaczęłam mieć ogromne wyrzuty sumienia. Do tego doszedł głód, gdy narkotyki zaczęły ze mnie schodzić. Czułam się jak bym w jeden moment zniszczyła wszystko nad czym pracowałam, a mój stan potęgował uczucie wstydu. I od tamtego momentu zaczęłam co kilka dni spotykać się z koleżanką z którą brałam, aż nie wiem kiedy, a na nowo wciągnęłam się w nałóg. Chodziłam na terapię stacjonarną i tak świetnie grałam, że nikt nie podejrzewał, że do tego wróciłam. Aż w końcu wyglądałam tak jak kiedyś , chuda jak patyk z bladą twarzą i oczami podkrążonymi od nieprzespanych nocy. Wiedziałam, że mama coś podejrzewa, ale dalej udawałam, że nic się nie dzieje. Uciekałam z domu, byle by nie widziała mnie w takim stanie. Powrót był gorszy niż okres przed terapią, bo pozwoliłam sobie na inne substancje, których wcześniej nie brałam, a fakt, że byłam przed osiemnastymi urodzinami pogorszył tylko moją sytuację, bo dom traktowałam jak hotel. Od godz. 7 rano gdy „jechałam do szkoły”, do czasem i 5 nad ranem spędzałam czas ze starą paczką. W momencie gdy robiło się ze mną naprawdę źle poznałam swojego obecnego chłopaka. Zobaczył on we mnie potencjał który skrywałam pod maską beztroskiej dziewczyny dla której imprezy są na pierwszym miejscu. Widział, że boli mnie to gdzie znowu się znalazłam, rozmawialiśmy godzinami. Był pierwszą osobą w moim życiu dla której od tak byłam wstanie zostawić znajomych i narkotyki byle by został w moim życiu. Po mojej osiemnastce wyjechał do pracy do Niemiec, a ja znów zaczęłam wychodzić ze starą paczką, aż pewnego dnia gdy mama nie umiała mnie dobudzić po dwudniowej imprezie i przeszukała moje rzeczy znalazła u mnie narkotyki. Mama chciała wysłać mnie na terapię, ale po rozmowie z moim chłopakiem i jego prośbie, żeby tego nie robiła, bo on chce mnie wziąć do siebie i mi pomóc zgodziła się, żebym wyjechała do niego by ratować siebie zanim będzie za późno. Po wcześniejszych rozmowach z terapeutami w marcu 2019 roku wyjechałam do Niemiec i zostałam aż do dziś. Udało mi się zostawić stare życie, bo miłość dała mi potężną motywację, by walczyć i zmieniać siebie. Utrzymywałam kontakt z Panią Elą i starałam się o możliwość uzyskania tytułu honorowego neofity, by móc wracać do Domu Nadziei, bo od momentu wyjścia brakowało mi tamtej atmosfery. Chciałam móc być częścią społeczności i móc wspierać innych w ich drodze.
  • Moje życie ostatnio wywróciło się o 180°. Dużo trudności jakie napotkałam przez ostatnie lata sprawiły, że całkiem inaczej patrzę na świat. Od 6 lat mieszkam za granicą i walczę z przeciwnościami losu. Nie raz myślałam, że nie dam sobie z czymś rady. Wiele nocy przepłakałam i wiele walk ze sobą i swoimi myślami musiałam przejść. Teraz odwiedzam Dom Nadziei gdy tylko jestem w Polsce, by wspierać młodzież w ich drodze do trzeźwości. Odbudowałam kontakt z mamą i bratem i w końcu odnajduje wspólny język z tatą, co kiedyś było dla mnie nie możliwe. Pokochałam siebie i doceniłam swoją wartość i to jaką siłę mam w sobie. Zaczęłam wyznaczać swoje granice i walczyć o to, by czuć się psychicznie dobrze nie pozwalając na to, by osoby które mnie otaczają niszczyły moją samoocenę i to jak się czuję. Zaczęłam robić szkołę i myślę coraz poważniej nad zrobieniem studiów psychologicznych i podjęciem się pracy jako terapeuta uzależnień lub psycholog. Teraz radzę sobie znacznie lepiej z trudnościami, chociaż za mną naprawdę wyboista droga, by być w miejscu w którym jestem teraz.
  • Od czasu wyjścia z Domu Nadziei zmieniło się u mnie naprawdę sporo. Ale chyba największą zmianą jest to, że pokochałam siebie i stałam się dla siebie ważna na tyle, by powiedzieć nie, gdy wiem, że czyjeś zachowanie przekracza moje granice i sprawia mi ból, nawet jeśli miało by oznaczać to, że ta osoba odejdzie. Kiedyś na siłę chciałam by inni byli przy mnie, bo sama ze sobą nie czułam się dobrze. Teraz wiem, że nawet sama jestem w stanie znieść wiele ciężkich chwil i sama ze sobą czuję się w końcu szczęśliwa. Wiem czego chcę i jakimi zasadami chcę kierować się w życiu, wiem jak fantastyczną osobą jestem i ile uśmiechu umiem wnosić w życie innych ludzi. Nie muszę też na siłę pomagać ludziom, by czuć się dobrze, tak jak to robiłam kiedyś. Nie obwiniam się gdy ktoś nie chce zmian, tylko usuwam się z życia takich osób, by sama nie czuć się obciążona ich problemami. Doradzam i pomagam każdemu kto tego chce i bierze sobie do serca moje rady, wdrażając je w życie, a nie tym którzy tylko bombardują mnie problemami, a nie robią nic, by było w ich życiu lepiej. Kiedyś nie umiałam odpuścić co odbijało się też na mojej psychice, a w pomieszaniu z moimi trudnościami powodowało, że ledwo się sama trzymałam, teraz po prostu umiem odpuścić, bo zrozumiałam, że czasem to jest najlepsze dla drugiej osoby.
  • Teraz daję sobie przestrzeń na to, by płakać, być zła czy czuć żal i ból. Wiem, że te uczucia będą pojawiać się w moim życiu na przemian z radością i uśmiechem. Proszę o pomoc gdy sama nie daje sobie z czymś rady, bo wiem że nikt z nas nie jest super wytrzymały i czasem trzeba przyznać, że nie daje się rady, a nie udawać, że nic się nie dzieje i jest tylko i wyłącznie super, pięknie i kolorowo. Pomimo trudności idę do przodu, bo wiem, że po przejściu przez to czeka mnie radość i satysfakcja, że dałam radę z kolejną sytuacją, która była ciężka, ale wzmocniła mnie i dała kolejną naukę na przyszłość. I nie, nie jest tak, że przez te 6 lat nie zdążyło mi się upaść, nie jest tak, że cały ten czas trzymałam się twardo w byciu trzeźwą. Może rozczarują moje słowa wiele osób, ale tak przyznaję, że życie zderzyło mnie z sytuacją w której pękłam i zaliczyłam porządny upadek. Kilka lat temu powinnam mieć jeszcze jednego brata. Niestety Bóg miał inne plany, dane było nam się zobaczyć, ale nie było dane nam by został on z nami. Stał się naszym małym świętym. I choć teraz widzę, że jest z nami i sprawia, że w życiu mojej rodziny zdarzyło się masę cudów po jego odejściu, na tamten moment coś we mnie pękło, nie czułam takiego bólu nawet po śmierci babci, a była ona dla mnie wstrząsająca. Jedynym znanym sposobem na przestanie czucia tego okropnego bólu była ucieczka w używki. Ale pomimo, że podwinęła mi się wtedy noga, przypomniałam sobie ile poświęciłam pracy na to, by być w miejscu gdzie jestem. Wstałam, otrzepałam się i nie pogrążyłam się w tym, że zawiodłam tylko ruszyłam dalej walcząc o swoje lepsze jutro.
    Życie w trzeźwości dla osób jak my to prawdziwa walka na każdym kroku. Nie ważnie czy jest się trzeźwym 10 , 15 czy 20 lat. Każda trudność to walka z tym, co pojawia się mimo wszystko w naszych głowach, gdy czujemy ciężkie dla nas uczucia.
    Trzeźwe życie to nie tylko idealne pokonywanie każdej przeszkody i trudności bez porażek. Trzeźwe życie to powiedzenie sobie ” NIE ! TO ŻE UPADŁAM/EM NIE ZNACZY, ŻE NIE MOGE WSTAĆ, TO NIE ZNACZY, ŻE ZEPSUŁAM/EM TO WSZYSTKO CO DO TEJ PORY OSIĄGNĘŁAM/EM”.
    Trzeźwe życie to umiejętność przyznania się do tego, że się upadło, wzięcia się w garść i pójściu dalej tą drogą na którą tyle pracowaliśmy. To stawianie czoła temu, co jeszcze szykuje nam życie, pamiętając jaką siłę w sobie mamy i ile osiągnęliśmy. Trzeźwość to nauka na błędach i wyciąganie wniosków, by więcej nie upadać.
    Mogę porównać to do tańca. Gdy uczymy się choreografii często zdarza się, że pomylimy kroki, czasem nawet zdążają się kontuzje. Ale im więcej ćwiczymy tym lepiej nam to wychodzi, aż w końcu jesteśmy w stanie bezbłędnie zatańczyć całą choreografię. Tak samo jest z trzeźwym życiem, czasem możemy napotkać w życiu taką trudność, która spowoduje, że popełnimy błąd i upadniemy, ale jeśli pomimo tego błędu wstajemy i dalej przemy do przodu powtarzając sobie co nauczyliśmy się przez ten czas i ile sukcesów jest już za nami i zapamiętujemy każdą lekcje jakiej się nauczyliśmy to w momencie następnej trudności, która będzie chciała zwalić nas z nóg, będziemy w stanie stawić jej czoła bez kolejnego upadku. I tak jako honorowa neofitka z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że absolutnie nie mam idealnej recepty na to, by poradzić sobie z każdą trudnością i nie upaść ani razu, jedyne co mogę powiedzieć to że gdy upadniemy musimy pamiętać o tym ile jest już pracy za nami i o tym że mniejsze czy większe upadki nie przekreślają tego co osiągnęliśmy, tylko uczą nas stawić czoła trudnością bez kolejnego potknięcia.
  • Jeśli chodzi o moje plany to mam kilka marzeń które chce spełnić, ale nic już nie planuję, bo życie jest przewrotne i lubi psuć nam plany. Jedynym moim planem jaki mam to żyć tak, by być z dnia na dzień lepszą wersją siebie i uczyć się z każdej porażki i każdego sukcesu jakie na mnie jeszcze czekają.
  • A co powiedziała bym osobie która myśli nad terapią? :
    ” NIE BÓJ SIĘ! Podejmij tę walkę, bo Twoje życie jest zbyt cenne by zrezygnować z możliwości poznania siebie i dostania narzędzi jakie może Ci zaoferować Dom Nadziei, byś mógł przeżyć to życie tak jak marzysz lub jak marzyłaś/eś. I tak owszem będzie cholernie ciężko teraz, za 5 lat i nawet za 20 lat, ale dasz radę, bo będziesz posiadać widzę jak sobie poradzić gdy będzie ciężko. Bo warto czasem potłuc kolana, by pewnego dnia móc zatańczyć z uśmiechem i dowiedzieć się jaka siła w tobie jest oraz jak bardzo wartościową osobą jesteś tylko sam tego nie dostrzegasz. Pamiętaj to nie porażki i przeszłość nas definiuje, tylko to ile jesteśmy gotowi przejść i jakie sukcesy jesteśmy w stanie osiągnąć i jakimi osobami się staniemy w przyszłości.
    To ty piszesz swoje życie, nie pozwól by ta opowieść skończyła się zbyt szybko przez to świństwo jakim próbujesz wymazać to co w nas najpiękniejsze i to co czyni nas ludźmi, uczucia są najpiękniejszą rzeczą jaką jest dana człowiekowi; te ciężkie uczą nas siły i kiedyś sprawią, że pojawi się masa pozytywnych, z samej satysfakcji gdy dostrzeżesz jak dużo jesteś wstanie przezwyciężyć. To co myślisz, że pomaga, zabiera zbyt szybko tak wspaniałe osoby, nie pozwól, żeby zabrakło na tym świecie kolejnej cudownej osoby jaką jesteś Ty. Weź się w garść i walcz. Bądź jak super bohater z super siłą zawalcz o swoje życie !!!”

  1. PODSUMOWANIE I ŻYCZENIA DLA FUNDACJI :
  • Przed i Po terapii:
    Przed terapią nie umiałam doceniać siebie, potrzebowałam akceptacji innych, by sama siebie zaakceptować. Pogubiłam się i nie umiałam odnaleźć prawdziwej siebie, czułam się samotnie i miałam poczucie, że moje życie nie ma sensu. Chciałam uciec przed uczuciami, bo sprawiały mi tylko ból. Uważałam, że jestem totalną porażką, wszystko czym ktoś mnie skrytykował brałam do siebie i nie uważałam, że jestem cokolwiek warta. Przez to jak wiele bolesnych słów usłyszałam, i to od najbliższych mi osób, miałam przekonanie, że gdybym znikła nikt by za mną nie tęsknił, czułam się niezrozumiana i samotna. Wstydziłam się tego, jaką osobą się stałam przez narkotyki. Wtedy wydawało mi się, że tylko one mogą mi pomóc przestać czuć ból, który nosiłam w sobie zdecydowanie za długo, przez mój brak zaufania nawet do mamy, która przecież od dziecka walczyła o moje życie zamiast powiedzieć co tak naprawdę we mnie siedzi i co czuję.
    Po terapii wiele zrozumiałam. Terapia w Domu Nadziei dała mi narzędzia, by móc opisać swoje uczucia, przez społeczność zauważyłam, że ludzie widzą mnie całkiem inaczej niż to jak sama siebie widziałam. Głośno mówię, gdy wiem, że coś zrobiłam źle, umiem przeprosić, ale tak samo umiem stawić granice i powiedzieć gdy coś mnie rani. Poznałam swoją wartość, pokochałam siebie i zaczęłam czuć się sama ze sobą na tyle dobrze, że nie uzależniam tego od innych. Choć dość długo mi to zajęło, to przebaczyłam sobie wszystko co robiłam w przeszłości. Zrozumiałam, że życie nie zawsze musi być pełne radości, by mogło stać się piękne. Staram szukać się rozwiązań, by życie było lepsze i dopuszczam do siebie każde uczucie, bo wiem, że każde bez wyjątku jest potrzebne, by poradzić sobie przejść to co nas spotyka w życiu.
    *Na to 30-lecie życzę Fundacji Dom Nadziei, by każdy o niej usłyszał, aby z każdego zakątku Polski młodzież, która zgubiła sens życia i się pogubiła mogła tu trafić i dzięki wam odnaleźć w sobie siłę, by walczyć o swoje życie. Życzę całemu personelowi by nie zwątpili w to jak cudowną pracę wykonują i mieli siłę nadal tak wspaniale podarowywać nadzieję ludziom, którzy ją stracili i takim w których strącono nadzieję i skreślono na porażkę.
    To miejsce jest cudowne i człowiek chce do niego wracać. Życzę wam z całego serca, żeby to co zbudowaliście niosło się w świat, by każdy uwierzył, że jest w stanie zmienić swoje życie znajdując w sobie nadzieję na lepsze jutro i by ci którzy stracili nadzieję w takich jak my mogli uczyć się, że jedyne co człowiek nigdy nie powinien tracić to właśnie nadzieja. Bo to właśnie NADZIEJA potrafi naprawić nawet najbardziej rozsypane życie i jesteście tego cudownym przykładem.
  • Podsumowując ostatnie kilka lat, swoje porażki i sukcesy mogę powiedzieć tylko tyle, że każdy z nas ma w sobie ogromną moc, by zmieniać swoje życie, a satysfakcja po przejściu przez swoje trudy, przyjęcie ciężkich uczuć i zrozumienie co uczy nas życie jest tysiąc razy wspanialsze niż ucieczka przed tym wszystkim. Życie jest piękne chociaż cholernie ciężkie i bolesne, ale nawet to jest w nim wspaniałe, bo tworzy w nas siłę, dzięki której jesteśmy w stanie z gracją stawiać czoła przeciwnością losu. To jest piękne dlatego, że gdy nadejdzie na nas czas będziemy mogli z dumą powiedzieć głośno
    „I CO ŻE NIBY JA NIE DAM SOBIE RADY? POPATRZ JAK WYGRYWA SIĘ ŻYCIE. STRACIŁAM I ODNALAZŁAM NADZIEJĘ I NIGDY SIĘ NIE PODDAŁAM I WIESZ KIM JESTEM? JESTEM ZWYCIĘZCĄ ” 😝
  • Chcę podziękować całej Fundacji, bo gdy wszyscy wokół spisali mnie na porażkę, wy walczyliście bym na nowo odnalazła nadzieję, że może być jeszcze pięknie w moim życiu. Dzięki wam mogę dawać nadzieję innym, którzy są teraz w tym samym miejscu w którym ja kiedyś byłam i być dla nich przykładem, że może być lepiej jeśli z tą nadzieją o to zawalczymy. I jeśli miałabym opisać to miejsce idealnie jednym zdaniem, by każdy kto o was usłyszy i zastanawiał się jak tu naprawdę jest powiedziałabym tylko że:
    „tylko w tym miejscu nie muszę być gigantem z marzeń, czy karłem z moich strachów”
    Na sam koniec pragnę dodać jeszcze tylko ostatnie bardzo ważne zdanie. Zapamiętajcie to! Każdy bez wyjątku który słucha lub czyta mój wywiad:
    „MAM SIŁĘ ZMIENIAĆ ŚWIAT”

Krótki film z historią Karoliny zobaczysz TUTAJ. 😉

Napisz komentarz

Może Cię zainteresować

30 na 30

30 na 30 odc. 4

”30 na 30” to cykl 30 historii podopiecznych Domu Nadziei, którzy na przestrzeni 30 lat działalności Fundacji skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy z nich pokażą się czytelnikom, inni chcą pozostać anonimowi. Dla nas najważniejsze jest by pokazać Wam, że nadzieja, którą siejemy w tych ludziach przynosi piękne owoce. 🍓🍒🍎 Zapraszamy do lektury. ODCINEK 4 – PIOTR Mam na imię Piotrek, ma 38 lat. Miałem 21 jak trafiłem do Domu Nadziei, to było w 2008 roku. To już 17 lat, jest super!Moje życie przed terapią to była jedna wielka impreza. W tygodniu miałem weekendy, a weekendy sylwestra. Non stop na bani, niefajne to było, dlatego tutaj trafiłem.

30 na 30

30 na 30 odc. 3

”30 na 30” to cykl 30 historii podopiecznych Domu Nadziei, którzy na przestrzeni 30 lat działalności Fundacji skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy z nich pokażą się czytelnikom, inni chcą pozostać anonimowi. Dla nas najważniejsze jest by pokazać Wam, że nadzieja, którą siejemy w tych ludziach przynosi piękne owoce. 🍓🍒🍎 Zapraszamy do lektury. ODCINEK 3 – ZUZA Mam na imię Zuza, do Domu Nadziei trafiłam gdy miałam 15 lat i to było chyba w 2007 roku (próbowałam to sprawdzić ale nie wygrzebałam znikąd daty). Wychowywałam się w Bytomiu, mam 2 rodzeństwa starszą siostrę i starszego brata.

30 na 30

30 na 30 odc. 2

”30 na 30” to cykl 30 historii podopiecznych Domu Nadziei, którzy na przestrzeni 30 lat działalności Fundacji skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy z nich pokażą się czytelnikom, inni chcą pozostać anonimowi. Dla nas najważniejsze jest by pokazać Wam, że nadzieja, którą siejemy w tych ludziach przynosi piękne owoce. 🍓🍒🍎 Zapraszamy do lektury. ODCINEK 2 – MARIUSZ Na imię mam Mariusz, miałem lat około 20 i był to sierpień, kilkanaście lat temu.Przed terapią trenowałem sztuki walki. Generalnie byłem osobą żyjącą sportem, bardzo wysportowaną, poza sztukami walki też inne aktywności sportowe. Gdy miałem 14 lat pojechałem do kuzyna na wakacje.

Przejdź do treści
Logo Fundacji Dom Nadziei
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.